Poem by Zuzanna Ginczanka (1917-1945) translated from Polish by Alex Braslavsky
New Year’s: A Handmade Greeting Card
To a young architect
There’s now a so-so year for you: 1933—
the elderly look behind them: “how time has flown by so quickly into the past”;
And I think to myself that, soon, it’ll be 1934
and that you must be sitting at your desk reviving dead logarithms—
You surely have glass protractors
and a steel split compass
and on smooth, white paper
you want to detect mysterious proportion—
flat-unmoving lines grow,
walls grow out of snobbery and boredom:
you are probably learning to build houses,
in which someday people will quarrel—
I know: you’ll place on the house’s façade
arch-ultramodern wheels
and after a long deliberation with yourself
you’ll paint the slats red;
they will be fixed across your poetry,
your houses peopled but empty
and you will be praised for building
a latrine above the bathroom so well.—
And I think to myself: yes, yes, there are unwritten laws passing;
it would be foolish to eat and sleep, if time still stayed in place—
Soon it will be the year ’34,
but it was the year ’32—
and ’32 like skis
left behind two streaks
(one in mind left to you—
the other left to my blood within me)
both streaks will waver,
until the wind has completely licked them away.
You formed an arc up to the sky
you rounded me off with the compass of your heart.
And now would you still be able
to build so many miracles into a word?
and would you now be able
to measure the world in terms of love
and in the construction of tricks and arts,
build up the days more beautifully and simply?
Well—and then you were able to count me
with the love you were worth—
well—and then you were a builder
of castles in the air and houses of cards.
May they now teach you how to surround melancholy with brick—
or pagan-hearted temples as formerly erected in my eyes—
may they teach the cloisters of longing to develop rosemary from the heart as from songs
and with a logical and simple set square rebuild passion from the ruins—
December 26, 1933
Laurka noworoczna
młodemu architektowi
Jest ci teraz taki sobie rok: 1933 –
oglądają się starzy za siebie: „jak to czas prędko w dawność przeleciał”;
a ja myślę sobie, że prędko 1934,
i że pewnie siedzisz przy biurku i ożywiasz logarytmy martwe –
Masz ty pewnie szklane kątomierze
i stalowy rozdwojony cyrkiel
i na białym, gładkim papierze
chcesz proporcję tajemnicza wykryć –
rosną linie płasko-nieruchome,
rosną ściany snobizmowi i nudzie:
pewnie uczysz się budować domy,
w których kiedyś będą się kłócić –
Wiem – umieścisz na domu fasadzie
arcyultranowoczesne kółka
i po długiej z samym sobą naradzie
pomalujesz na czerwono deszczułki;
będą stały twej poezji w poprzek,
twoje domy ludne – a puste
i otrzymasz pochwałę, żeś dobrze
nad łazienką wybudował ustęp. –
A ja myślę sobie: tak, tak – są przemijań niepisane prawa;
głupio byłoby jadać i spać, gdyby czas wciąż na miejscu zostawał –
Prędko będzie rok 34,
ale był rok 32 –
a 32, jak narty
pozostawił po sobie dwie smugi
(jedną w myślach pozostawił tobie –
drugą krwi mej pozostawił we mnie)
będą szlaczyć się smugi obie,
póki wiatr ich nie zliże zupełnie.
Zatoczyłeś pod niebo łuk
serca cyrklem zakreśliłeś mnie w koło.
A czy teraz byś jeszcze mógł
tyle cudów wbudować w słowo?
a czy teraz byś jeszcze mógł
zmierzyć świat pod kątem miłości
i konstrukcją sztuczek i sztuk
dnie rozpiętrzać piękniej i prościej?
No – a wtedy umiałeś mnie zliczyć
tą miłością, której byłeś wart –
no – a wtedy byłeś budowniczym
zamków na lodzie i domków z kart.
Niechże ciebie teraz nauczą melancholię cegłą otoczyć –
lub pogańsko serdeczne świątynie tak jak dawniej wznosić w mych oczach –
niech nauczą tęsknoty krużganki z serc rozwijać jak w piosnkach rozmaryn
i ekierką logiczną i prostą odbudować namiętność z rozwalin –
26 grudnia 1933